Czy samobójstwo można powstrzymać?

Więcej osób odbiera sobie życie, niż ginie w wypadkach drogowych – na te statystyki mamy wpływ, bo zapobieganie samobójstwom to dbanie o tych, którzy żyją
Psychologia

Niech zgadnę. Jesteś ciekawa, dlaczego chciałem się zabić. Chcesz wiedzieć, jak to się stało, że przeżyłem. Czemu zniknąłem. Gdzie byłem przez cały ten czas. Ale przede wszystkim, dlaczego chciałem się zabić, prawda? W porządku. Tak to jest z ludźmi. Porównują się do mnie. Tak jakby gdzieś na świecie narysowana była granica i jeśli się jej nie przekroczy, nigdy nie będzie się rozważać skoku z budynku lub połknięcia butelki leków – jeżeli natomiast się ją przekroczy, taka możliwość się pojawia. Ludzie dochodzą do wniosku, że ja ją przekroczyłem. Zadają sobie pytanie: „Czy mógłbym się kiedyś do niej zbliżyć tak jak on?”. Prawda jest taka, że nie ma żadnej granicy. Jest tylko nasze życie, to, jak je niszczymy i kto jest przy nas, by nam pomóc. A kogo nie ma...



Mitch Albom, Jeszcze jeden dzień

Więcej osób odbiera sobie życie, niż ginie w wypadkach

Według Światowej Organizacji Zdrowia co 40 sekund ktoś na świecie popełnia samobójstwo. W Polsce w 2021 roku 5201 osób odebrało sobie życie. W wypadkach drogowych w tym samym czasie śmierć poniosło 2245 osób. Ile prób samobójczych jest podejmowanych? Jak wielu ludzi myśli, że chcieliby zniknąć i nigdy nie wrócić? Ilu bliskich i znajomych zostaje już na zawsze dotkniętych tragedią? Choć trudno to dokładnie oszacować, mówimy o znaczących liczbach. A jednak samobójstwami nie chcemy się zajmować. Być może coś takiego gdzieś, u kogoś się zdarza, ale przecież nie u nas. Bo u nas nie byłoby powodu, bo naszych krewnych, przyjaciół, współpracowników znamy i wiemy, że oni nigdy by tego nie zrobili, bo my byśmy w porę zauważyli i pomogli. Czasem tak, czasem nie. Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom to dobra okazja, by o tym porozmawiać.

Samobójstwa popełniają osoby, które chcą żyć

Jesteście zaskoczeni? Większość samobójców chce zakończyć cierpienie, nie życie. Wybierają zakończenie życia, bo nie widzą innego rozwiązania. Nie mają siły, by dłużej znosić ból, ani nadziei, że coś się zmieni. Są samotni i przekonani, że ich obecność lub jej brak nie ma znaczenia dla nikogo. Albo przeciwnie – czują się dla swoich bliskich ciężarem. We własnych oczach są na tle innych nieudani, niedopasowani, przegrani. Nie wierzą, że mają kontrolę nad swoim losem. Niektórzy cierpią z powodu straty lub zmagają się z bólem fizycznym. Inni są regularnie krzywdzeni przez otoczenie. Wtedy pojawia się myśl, że można byłoby przestać się męczyć – ta myśl przynosi trochę ulgi, potem powraca i człowiek się z nią oswaja, a wreszcie coraz bardziej się ku niej skłania. Choć samo podjęcie próby samobójczej może nastąpić pod wpływem impulsu, zwykle taki zamiar najpierw długo się kształtuje.

Czy można powstrzymać samobójstwo

Pewnie chcielibyście usłyszeć, że tak. Tymczasem najbardziej prawdziwa odpowiedź, jakiej mogę udzielić, brzmi: to zależy od czasu. Coś, czemu dałoby się zapobiec parę miesięcy wcześniej, może stać się nieuniknione, gdy zostało kilka dni. Sprawy wprawione w ruch zwykle poruszają się po własnej trajektorii zdarzeń i może być za późno, by ją zmienić. Zapobieganie samobójstwom ludzie kojarzą często ze złapaniem kogoś za rękę, gdy stoi na krawędzi dachu, choć wcześniej było całe mnóstwo okazji, by przyczynić się do tego, że ta sama osoba będzie dobrze się czuła żyjąc. Interwencja w ostatniej chwili ma ogromny sens – i wiele osób po uratowaniu odczuwa wdzięczność za kolejną szansę – ale znacznie ważniejsze jest codzienne dbanie o ludzi wokół: okazywanie zainteresowania, pobycie razem, lubienie kogoś wraz z jego niedoskonałościami, tworzenie kultury, w której mówienie o problemach i proszenie o pomoc to nie wstyd.

Skąd mieliśmy wiedzieć, że chce się zabić

Większość osób, które popełniają samobójstwa, wcześniej czytelnie komunikuje taki zamiar. Na początku możemy usłyszeć: „nie daję rady”, „nikogo nie obchodzę”, „to nie ma sensu”, zauważyć wycofanie z kontaktów, rezygnację z konfrontowania się z trudnościami, niechęć do tworzenia planów, inwestowania czasu i energii we własną przyszłość, zaabsorbowanie utworami na temat śmierci. Kolejne komunikaty mogą stać się wyraźniejsze: „niedługo nie będę problemem”, „jeśli się jeszcze zobaczymy”, „mnie już to nie będzie potrzebne”. Osoba może podsumowywać swoje życie, porządkować sprawy, odwiedzać kogoś, by się pojednać lub symbolicznie pożegnać. Może „flirtować ze śmiercią”, jadąc samochodem, zachowywać się lekkomyślnie, nadużywać substancji. Niektórzy mówią wprost: „nałykam się leków i już się nie obudzę”, podejmują przygotowania, piszą list pożegnalny.

Powszechna sprzeczność uczuć

Najczęściej natężenie komunikatów ostrzegawczych stopniowo rośnie. Mimo że osoba myśląca o śmierci sama nie znajduje innego rozwiązania, pozostawia jeszcze margines na to, że ktoś ją wesprze. Samobójcom towarzyszy ambiwalencja. Koniec pociąga, ale budzi też żal. Można go pragnąć i się go bać. Na tle tej sprzeczności powstają nieporozumienia – ktoś stwierdza: „tak tylko gada, gdyby chciał sobie coś zrobić, to by tyle nie gadał”, ktoś nie rozumie, jak można wziąć garść tabletek i zadzwonić po pogotowie. Można usłyszeć, że to zabieganie o uwagę, manipulacja, szantaż. Tak też się zdarza i takie przypadki wymagają innego podejścia. Częściej to krzyk o pomoc, którego głośność została podkręcona do maksimum, bo cichszego nikt nie chciał słyszeć. Wtedy w sprzeczności uczuć leży największa szansa dla pomagających, bo istnieje jakaś nitka łącząca daną osobę z życiem, za którą możemy chwycić.

Czy wszyscy mamy w sobie autodestrukcję

Według Freuda popęd śmierci jest jednym z podstawowych ludzkich popędów. Brzmi złowieszczo. Ale choć ta teoria była krytykowana, trudno nie zauważyć, że mniej lub bardziej jawne przejawy autodestrukcji są wśród ludzi powszechne. Istnieją dziesiątki sposobów niszczenia siebie – samobójstwa, samookaleczenia, uzależnienia, głodzenie się, ryzykanctwo, ale także wieczne krytykowanie siebie, pozwalanie, by inni nas krzywdzili, poświęcanie się, trwanie w toksycznych relacjach, marnowanie czasu, zaniedbywanie własnego ciała i emocji, sabotowanie swoich planów. Można się unicestwiać zarówno aktywnie, jak i pasywnie. Takie tendencje mają początek w dzieciństwie i uruchamiają się w każdym doświadczeniu emocjonalnej pustki, porzucenia, odrzucenia, pozbawienia czegoś, co dla nas ważne. Kiedy, zmęczona i rozczarowana, masz tylko ochotę się upić. Kiedy, wściekły i sfrustrowany, chcesz pędzić samochodem, przekraczając wszelkie limity. Kiedy myślisz: „a, już mi obojętnie”. Autodestrukcja większości z nas, a może nawet wszystkim, nie jest całkowicie obca. Dobrze, żeby ta świadomość sprzyjała uważności i empatii.

Rozmawiać wprost czy nie rozmawiać wcale

Jak się zachować, kiedy słyszymy: „Nie chcę dalej żyć”? Sporo osób unika rozmawiania o samobójstwie wprost w obawie, że to uczyni odebranie sobie życia bliższym i bardziej namacalnym. To tak nie działa. Pytanie „Czy myślisz o zabiciu się?” nie jest równoznaczne z podsunięciem komuś takiego pomysłu. Przeciwnie – otwarta rozmowa, bez uników i niedomówień, często przynosi ulgę, bo osoba wreszcie czuje się dostrzeżona i potraktowana poważnie. Jednak odpowiedź na pytanie „Czy rozmawiać?” wcale nie jest oczywista. Rozmawiaj, jeśli masz w sobie gotowość, by słuchać, bez wyrywania się ze swoim „ale przecież…”. Rozmawiaj, jeśli chcesz zobaczyć świat tak, jak postrzega go druga osoba, a nie tylko uspokoić się, że u Ciebie jest inaczej. Jeśli natomiast nie czujesz się na siłach, żeby prowadzić taką rozmowę, nadal możesz pomóc. Troskę można okazać również przez wypicie razem herbaty i podsunięcie numeru, pod którym dostępni są profesjonaliści.

Czego na pewno nie należy mówić

„Musisz myśleć pozytywnie”, „masz tyle życia przed sobą”, „zobacz, jaki świat jest piękny” – takie prawdy być może przemawiają do samego mówiącego, ale nie do odbiorcy. Kiedy świat wydaje się koszmarnym miejscem, jedno banalne zdanie tego nie zmieni. Komunikaty: „no nie mów tak”, „chyba nie mówisz poważnie”, „ale nie zrobisz niczego głupiego” też nie są pomocne. „Ja się zabiję” może brzmieć jak żart, ale nigdy nie wiemy, czy na pewno nim jest, czasem lekki ton służy oswajaniu takiej myśli. Nie stawiajmy wyzwań: „nie odważysz się”. Nie mówmy w złości: „proszę bardzo, rób, co chcesz”. Nie straszmy: „Twoi rodzice się załamią”, „zniszczysz życie dzieciom”, bo to pogłębia poczucie, że to, co przeżywa dana osoba, niewiele znaczy. Nie pytajmy z niedowierzaniem: „i z takiego powodu chcesz się zabić?”. Pozornie troskliwe „dlaczego” też nie jest najlepsze, bo każe się tłumaczyć.

Jak przekonać kogoś do życia

Co w takim razie mówić? Wiele znaczy samo dostrzeżenie: „wydajesz się zmartwiona”, uznanie: „wygląda na to, że Ci trudno” i zachęta: „opowiedz mi”. Wysłuchanie, z czym ktoś się zmaga, ale i pomoc w znalezieniu jasnych stron. Zapytanie: „czy jest coś, co mogłoby trochę Ci pomóc?”, „co Cię pocieszało, kiedy było źle?”, „jak dawałaś sobie radę?”. Poszerzenie perspektywy: „po gorszych dniach przychodziły też lepsze, prawda?”. Odwołanie się do realnych wydarzeń, o których wiesz. Przekierowanie uwagi na to, co dobre, „czego byłoby Ci szkoda?”, „o czym myślisz ciepło?”, „o jakiej osobie, zwierzęciu, miejscu, zajęciu?”. Przywołanie dobrych emocji: „a pamiętasz, jak…”. Zmiana punktu widzenia: „a jeśli Twój najlepszy przyjaciel byłby w takiej sytuacji, to co byś mu powiedział?”. Sięgnięcie do wyobraźni: „a gdyby można było coś zmienić”, „a gdyby ktoś chciał Cię wesprzeć?”, „a gdybyś mogła zrealizować jeszcze jakieś marzenie?”. Warto dodać: „dobrze, że mówisz”, „teraz lepiej rozumiem”. Oprócz rozmowy możesz zabrać kogoś na spacer, wysłać mu esemesa, pomóc znaleźć terapeutę albo grupę wsparcia.

Interwencja kryzysowa

Im wcześniej działamy, tym lepiej. Ale czasem jest bardzo późno i wówczas postępowanie musi być inne, to znaczy przede wszystkim bardziej zdecydowane i oparte na własnych, szybkich decyzjach, a nie na dialogu i rozważaniu opcji. Jeśli podejrzewasz, że dzieje się coś złego, nie obrażaj się o nieodebrany telefon, tylko udaj się z wizytą, choćby i niezapowiedzianą. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zawieź kogoś do lekarza, nie myśląc o tym, co „ludzie powiedzą” i czy „być może będzie miał mi to za złe”. Jeśli jest to potrzebne, wezwij karetkę, policję, straż miejską. Zawiadom bliskich danej osoby i nie zgadzaj się na ukrywanie zagrożenia. W świetle prawa nieudzielenie pomocy podlega karze – jeśli możesz jej udzielić bez narażenia siebie. Jeśli się wahasz i naprawdę nie wiesz, co robić, zadzwoń pod numer jednej z dostępnych infolinii kryzysowych i tam poproś o instrukcje. Po ustaniu zagrożenia zadbaj o siebie i najlepiej także porozmawiaj ze specjalistą.

Uwaga na pozorną poprawę

Ryzyko samobójstwa często wiąże się z depresją, ale paradoksalnie to nie w jej najgłębszej fazie jest najwyższe. Człowiek w ciężkiej depresji po prostu nie ma siły zrealizować swoich zamiarów. Może to zrobić, kiedy jego stan zaczyna się poprawiać, właśnie wtedy, gdy rodzina traci czujność, bo zdążyła odetchnąć z ulgą, że jest lepiej. Zwłaszcza w tych przypadkach, gdy leczenie ogranicza się do farmakologii, możemy mieć do czynienia z sytuacją, w której osoba fizycznie zaczyna mieć więcej energii, ale jej myśli pozostają wciąż takie same. Pozorna poprawa może też maskować osiągnięcie stanu ukojenia z powodu podjętej decyzji i bliskiego końca cierpienia. Wyznaczenie sobie terminu paradoksalnie usuwa jedną z największych niepewności w ludzkim życiu – to, że nikt nie zna daty własnej śmierci.

Kiedy to Ty masz myśli samobójcze

Zwróć uwagę, na ile realne są Twoje zamiary. Czy tęsknota za „niebyciem” pojawia się czasem, a potem znika, czy zaczyna towarzyszyć Ci stale? Czy myślisz o śmierci czasami, czy też jawi Ci się ona jako jedyne wyjście? Niezależnie od tego, na którym etapie jesteś, zwróć się o pomoc, ale jeśli Twoje plany są skonkretyzowane, zwróć się o pomoc natychmiast. Zadzwoń, zgłoś się do lekarza, poproś kogoś o dotrzymywanie Ci towarzystwa. Nie sięgaj po środki zmieniające świadomość i fizycznie utrudnij sobie realizację samobójstwa, żeby nie zadziałać pod wpływem impulsu. Odpowiedz sobie na pytanie, czy nie chcesz żyć, czy nie chcesz żyć tak, jak żyjesz? Pomyśl, jak wszystko dokoła się zmienia – dlaczego Ciebie miałoby to nie dotyczyć? Uczciwie zastanów się, co ma rozwiązać Twoja śmierć – czy na pewno to właśnie przyniesie? Jeśli pragniesz spokoju – czy w ogóle go odczujesz? Jeśli postrzegasz się jako ciężar – skąd wiesz, że ktoś będzie Ci wdzięczny? Każdego dnia pomyśl o jednej, choćby bardzo niewielkiej rzeczy, którą byłoby warto lub miło zrobić jutro.

Jeśli zamiary zostaną zrealizowane

Samobójstwo jest szokiem dla otoczenia. Nieuchronnie pojawia się poczucie winy. Ci, którzy zostają, zadręczają się myślą, że mogli zrobić więcej. To trudna kwestia, której zapewnienia „ależ to nie Twoja wina” nie zamiotą pod dywan. Jednak „wszyscy jesteśmy winni” to też rozmywanie tematu. Prawdą jest, że w istnienie cierpienia, od którego szuka się ucieczki w śmierci, niemal zawsze uwikłane są inne osoby. Wolę jednak mówić o odpowiedzialności niż o winie. Poczucie winy często jest pasywne, a przy tym niszczące. Przyjęcie odpowiedzialności oznacza dostrzeżenie i przyjęcie własnego udziału. Nie można go wyolbrzymiać. Żaden rodzic, partner, nauczyciel, przyjaciel ani terapeuta nie jest tu wyłącznie odpowiedzialny, a ostateczna decyzja zawsze należy do osoby, która ją podejmuje. Nie można go też ignorować. Jeśli rzeczywiście mogliśmy zrobić coś inaczej, przyjmijmy tę lekcję, bo dalej jesteśmy częścią świata. Taka zmiana jest szczególnie istotna w przypadku nieudanej próby samobójczej. Ale wtedy należy uważać, by nasze zachowania nie były już zawsze podszyte strachem i dyktowane chęcią wynagrodzenia win.

A może to kwestia wolnego wyboru

Czy odebranie sobie życia może być świadomą, dojrzałą decyzją? Czy należy ratować kogoś, kto wyraźnie mówi nam, że tego nie chce? Na te pytania nie ma odpowiedzi, co do których wszyscy byliby zgodni. Choć prawdą jest, że wielu samobójców chciałoby żyć, gdyby tylko mogło żyć inaczej, dla niektórych takie możliwości są obiektywnie mocno ograniczone. Mimo że myśli o śmierci często pojawiają się w czarno-białym stanie umysłu, decyzja nie zawsze wynika z zawężonej perspektywy. Choć wiele osób jest wdzięcznych za odratowanie, są i tacy, którzy uznają, że „nawet zabić się nie potrafią”. Gdzie leży granica pomiędzy obowiązkiem ratowania życia a szacunkiem dla wolności? Na ile mamy prawo i potrafimy ocenić, co jest wyborem, a co konsekwencją smutnych okoliczności losu? Na pewno dobrze, żebyśmy mogli takie tematy podejmować.

Dlaczego tak niewiele o tym rozmawiamy

Tymczasem na swobodzie dyskusji odciska piętno religia i kultura. Samobójców nie chowa się w poświęconej ziemi. Chyba że zostaną uznani za chorych psychicznie, a więc niezdolnych do świadomego wyboru. Rodzina samobójcy naznaczona jest tragedią. I podejrzeniem, że coś z nią było nie tak. Ludzie boją się być tak blisko myśli o śmierci, bo jeszcze im się udzielą. Samobójstw lepiej nie nagłaśniać, bo powstanie „efekt Wertera”, czyli fala naśladownictwa. Wykrzywione wizje samobójstwa, znane z romantycznych lektur czy współczesnych seriali, do realnej śmierci mają się nijak. „W realu” ani nie jest tak wzniośle i poetycko, ani nie istnieje pozycja obserwatora, który może potem przyglądać się, jak inni pięknie go wspominają. Prawdziwa rozmowa staje się trudna. A szkoda, bo mogłaby wiele zmienić.

Udostępnij

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *