Świąteczne obawy i nadzieje

To był trudny rok. Pełen napięć i niepewności. Jak w takiej atmosferze przygotować się do świętowania? Jak pokonać lęki i zbudować nadzieję na lepsze jutro?
Psychologia

Grudzień jest czasem podsumowań – tych osobistych, ale też tych globalnych. A chyba nikt nie ma wątpliwości, że zarówno w jednym, jak i w drugim wymiarze mijający rok nie był łatwy. Przy trwającej wciąż pandemii wybuchła wojna, która dotknęła naszych najbliższych sąsiadów – nierzadko kolegów z pracy, często przyjaciół – a jednocześnie wpłynęła na nasze życie. Po pierwsze, poczuliśmy zagrożenie, jakiego do tej pory być może nigdy nie doświadczaliśmy. Po drugie, szalejąca inflacja jeszcze bardziej skomplikowała sytuację ekonomiczną, przyniosła wysokie ceny w sklepach i niebotyczne rachunki. Dźwigamy zatem spory bagaż, który może poważnie zachwiać naszą równowagę psychiczną. A przecież zbliża się jeden z najradośniejszych okresów w roku – czas świąt Bożego Narodzenia. Czy będą one takie jak zwykle? W jakich nastrojach się do nich przygotowujemy? Jak je przeżyjemy? I co będzie dalej?  

Święta nie dla wszystkich oznaczają to samo. Dziś dodatkowo wiążą się z bardzo trudnymi emocjami. Niektórzy z nas, właśnie teraz, mogą podwójnie odczuwać niewyobrażalną samotność i tęsknotę za kimś, kogo pierwszy raz przy świątecznym stole zabraknie. Nie możemy zapomnieć też o tych, którzy zmagają się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Wydawać by się mogło, że to sytuacje bez wyjścia, niosące za sobą dużo różnych lęków i obaw, niepozwalających zbudować świątecznego nastroju.  

„W takim wypadku los postawił nas w obliczu czegoś, co często przekracza nasze możliwości psychiczne – tracimy poczucie kontroli oraz wiarę w przyszłość” – mówi psycholog Joanna Krzyżanowska.  

I dodaje: „Stan braku zdrowia szczególnie dotkliwie wpływa na osoby, które do tej pory charakteryzowała silna wiara w swoją sprawczość. W przypadku trudnego doświadczenia choroby, jak i innej straty, np. śmierci osoby bliskiej, dajmy sobie przyzwolenie na wyrażanie oraz akceptację naszych myśli i emocji. Nazwijmy je, dajmy sobie czas na oswojenie się. Jeśli będziemy już gotowi, warto przeanalizować nasze zasoby – nie te finansowe jednak, lecz psychiczne. Łączą one wszystko, na czym budowaliśmy nasz wewnętrzny dobrostan do czasu trudnego zdarzenia. Zastanówmy się również nad własnymi kompetencjami. Jakie nasze mocne strony, umiejętności, talenty i dotychczasowe doświadczenia mogą być w tym momencie użyteczne? Z pewnością możemy z nich skorzystać, aby zreorganizować swoje życie i wypracować nowe sposoby funkcjonowania nawet w tej trudnej sytuacji życiowej”. Tylko będąc w zgodzie ze sobą i swoimi potrzebami, mamy szansę poczuć coś naprawdę. Nawet jeśli nie są to przyjemne refleksje. Na pewno nie powinniśmy ich w sobie zagłuszać. 

Zdaniem Alicji Starosty, psychologa, terapeuty TSR i interwenta kryzysowego, „przeżywanie wszystkich emocji, które do nas przypływają, jakkolwiek ciężkie i trudne by były, może pomóc nam w odnalezieniu drogi do szczerości, drogi do samego siebie”.  

Wtedy pojawia się perspektywa wyższej samoświadomości. Ale nie tylko. Dzięki otwarciu pewnego rodzaju puszki Pandory i podzieleniu się swoimi lękami czy troskami z najbliższymi jesteśmy w stanie tak naprawdę się do nich zbliżyć. „Pozwólmy sobie w te święta na szczerą rozmowę, a być może przyniesie nam ona ukojenie, wsparcie, a nawet poczucie bliskości – w zależności od tego, czego najbardziej w danym momencie potrzebujemy” – dodaje Alicja Starosta. 

Czy to samo podejście możemy zastosować także w przypadku problemów ekonomicznych? Myślę tu przede wszystkim o tych, którzy stoją dziś przed dylematem, jak zorganizować tych kilka grudniowych dni, a sen z powiek spędza im pytanie: „na co mnie w tym roku w ogóle stać?”. Z drugiej strony tak przyzwyczailiśmy się do nakręcania przedświątecznego szaleństwa, tworzenia niekończącej się listy dań na stole oraz drogich prezentów. Tyle rzeczy potrafi nas w tym okresie rozpraszać: kolczyki dla mamy, sweter dla dziadka, jeszcze sałatka, sernik, ryba po grecku… i nie może zabraknąć choinki – ale kto ją ubierze? Okna nieumyte… A czy w piekarniku nie przypalają się właśnie pierniki? Gdzie szukać pomocy?

Rozwiązanie może się wydawać trywialne, ale każdy jest w stanie wprowadzić je do własnego życia: żeby się w tym szaleństwie nie pogubić, wystarczy nieco zwolnić i poddać refleksji, co w tej chwili liczy się dla nas najbardziej. To, że stół będzie się uginał od nadmiaru jedzenia, czy może jednak fakt, że spędzimy czas z najbliższymi?

Ktoś odpowie: „z tym bywa różnie”, bo przecież są wśród nas tacy, którzy niechętnie będą te święta obchodzić. A powodów takiej sytuacji jest wiele. Jak podkreśla Agata Fryś, psycholog i psychotraumatolog: „zauważamy tendencję wzrostową liczby osób samotnych z wyboru, ale też samotnych z przypadku. Chodzi tu o pewnego rodzaju doświadczenie pustego domu. Takie osoby marzą dziś o prawdziwej więzi, ale w pewnym momencie życia postawiły na coś innego – na przykład na karierę. W konsekwencji świąteczne dni spędzą z rodziną, której właściwie nie lubią”.  

I tu pojawiają się obawy o świąteczną atmosferę – czy brat znów zacznie kwestionować nasze wybory? Tata przypomni, jak wiele rzeczy w życiu nam nie wyszło? A może wujek Stefan za dużo wypije i zacznie prowokować innych do wejścia w konflikt? „Nie oczekujmy, że zmienił on poglądy polityczne, a babcia nie zapyta, kiedy w końcu pojawią się jakieś dzieci?” – mówi Katarzyna Haler, psychoterapeutka i wellness coach. „Szukajmy za to «wysp» dobrego kontaktu – gruntu, na którym można się spotkać bez napięcia. Może wujek ma na koncie ciekawe podróże, o które warto go zapytać, a babcia podzieli się sekretnym przepisem na najlepszy sernik? Weźmy sprawy w swoje ręce, proponujmy inne tematy, włączmy ulubioną muzykę czy film, który może wprowadzić wszystkich w dobry nastrój i stać się przedmiotem rozmowy”. „Z drugiej strony do tych niewygodnych pytań najlepiej wcześniej się przygotować. Jeśli przewidzimy pewne sytuacje, to będzie nam też łatwiej zareagować na nie bez zbędnych emocji” – zaznacza Alicja Starosta. Poza tym pomyślmy, czy jesteśmy w stanie zmienić kogoś i jego myślenie w dwa tygodnie? Czy w ogóle chcielibyśmy to robić? Może po prostu lepiej oddać mu przestrzeń do przeżywania wszystkiego po swojemu? Wracamy do uświadomienia sobie, że czasami pewne kwestie może wyjaśnić otwarta szczera rozmowa, próba zrozumienia drugiej osoby i powodów jej wyborów.  

„Jeśli ten niezwykły czas nie ma być pustą tradycją, gdy siedzimy z zaciśniętymi ustami przy członkach rodziny, od których bije chłód, przeżuwamy rybę, której tak naprawdę nie znosimy, i uśmiechamy się krzywo, rozpakowując prezent, którego nie potrzebujemy, to jak najszybciej zadajmy sobie pytanie: «po co to robić?».  

Może zamiast spędzać razem trzy dni, ponegocjujmy? Spotkać się z rodziną na krócej. Powiedzieć miłe słowo, złożyć życzenia, a następnie zadbać o siebie – w towarzystwie przyjaciół lub pod kocem na kanapie, czytając książkę i głaszcząc kota. Dla osób wierzących święta niosą głębokie znaczenie, dla innych oznaczają po prostu czas wolny od pracy. Znajdźmy formułę, która daje możliwość uszanowania tradycji rodzinnej, ale robi też miejsce innym potrzebom czy pomysłom na to, jak dobrze spędzić świąteczne dni. Próby namawiania kogoś, kto nie chce świętować tradycyjnie, zmuszania go czy wzbudzania w nim poczucia winy zwykle przynoszą katastrofalny skutek – jeszcze bardziej zniechęcają taką osobę do spotkania.  

Warto szukać kompromisu, być elastycznym. Dać sobie i innym nie dwanaście dań, ale dobrą wolę, życzliwość czy chociażby okazję do spotkania.  

Gdy ktoś wpadnie tylko na makowiec albo na świąteczne śniadanie, ale uda się je zjeść w dobrej atmosferze i naprawdę się przy tej okazji usłyszeć, może się to dla wszystkich okazać bardziej sycące” – podkreśla Katarzyna Haler. Joanna Krzyżanowska z kolei zaznacza, że okres świąt może sprzyjać otwarciu się na ludzi i na nowe doświadczenia. Zamknięcie pewnego okresu, ale też pojawiająca się nowa perspektywa pozwalają na zweryfikowanie tego, co jest od nas zależne, a co niezależne, na pozbycie się blokad myślowych, pozwalają również docenić cierpliwość, a do tego zwiększyć naszą wyrozumiałość dla samych siebie i dla innych.  

To jednak nie koniec listy obaw związanych z nadchodzącymi dniami. Jedną z nich jest ta przed niedokończonymi projektami i goniącymi terminami. „Moim zdaniem chodzi o brak umiejętności rozgraniczenia życia prywatnego i zawodowego. I niestety, jeśli mamy z nim problem w grudniu, to oznacza, że i w innych miesiącach nie umiemy sobie z tym poradzić” – mówi Alicja Starosta. „Postarajmy się znaleźć przestrzeń do budowania umiejętności wyznaczania granic. Oczywiście mówimy tu o procesie, który wymaga czasu, jeżeli jednak będziemy wiedzieć, gdzie te nasze granice się znajdują, to istnieje duża szansa, że uda nam się je w przyszłości zakomunikować. Jak tego dokonać? Moim zdaniem nasza złość na czyjś krok za daleko powinna u nas zapalić czerwoną lampkę i dać nam znać, kiedy powinniśmy zwolnić czy zrobić sobie przerwę. Ale i w tej kwestii ważna jest samoświadomość, refleksja oraz próba znalezienia drogi do równowagi w sobie”. Z drugiej strony coraz częściej zdarzają się sytuacje, że te zawodowe obowiązki w ogóle znikają. Napięta sytuacja ekonomiczna dla niektórych wiąże się z utratą pracy czy to w upadającym przedsiębiorstwie, czy w firmie redukującej wydatki. A nie ulega wątpliwości – co potwierdzają zresztą badania – że tego typu przeżycie jest jednym z najbardziej stresogennych momentów w życiu. Strach przed jutrem się nasila i znowu pojawia się pytanie, jak w tych okolicznościach myśleć o radosnym świętowaniu.  

„Tradycja świąt zdaje się obiecywać nam bardzo wiele” – twierdzi Katarzyna Haler. „Wzbudza fantazje o harmonijnym spotkaniu przy wigilijnym stole, pełnym wzruszającej celebracji. Ale rzeczywistość jest o wiele bardziej złożona. Pamiętajmy, że święta wplatają się w naszą codzienność taką, jaka ona aktualnie jest – często w zabieganiu, napięciu, pragnieniu, żeby było lepiej.  

Chcemy od wszystkich trudnych doświadczeń uciec, a w rezultacie lęki narastają – lęki o przyszłość i bezpieczeństwo na wielu wymiarach, między innymi politycznym czy ekonomicznym. W obliczu inflacji może okazać się, że pewne zwyczaje trzeba zmodyfikować: rozważniej podejść do kwestii prezentów, mniej wystawnie planować świąteczne posiłki. Dobrze swoje wyobrażenia o tym czasie urealniać, czyli po prostu sprowadzać na ziemię. To pomaga cieszyć się tym, co jest, zamiast nakręcać się pod wpływem frustracji, że nie udało się stworzyć ideału. Nie bójmy się obniżyć oczekiwań. Święta z filmu nie istnieją! Nie łudźmy się, że będzie perfekcyjnie. Konflikty w rodzinie nie znikają, a zdolności adaptacyjne mają swoje granice. Spotykamy się w takim gronie, w jakim na co dzień rzadko nam się to zdarza. Dom się wypełnia, a przestrzeń osobista kurczy. To dni, kiedy wszystkiego jest dużo. Dużo rodziny, jedzenia, bodźców. Mało jedynie czasu dla siebie. Dobrze byłoby stworzyć sobie taką emocjonalną apteczkę – zestaw podręcznych narzędzi i lekarstw na typowe świąteczne troski: umiejętność słuchania, spokojnego mówienia, brak oceniania. Balsam umożliwiający bezstresowe odpuszczanie sobie, ale też innym. Skoncentrowane krople życzliwości i wyrozumiałości.  

Bo święta to nie tylko kolorowe światełka i drogie prezenty, ale też trud, czyli nasze życie w pigułce. Jak zastosować apteczkę w praktyce? Pomyślmy o tym, co było dla nas najtrudniejsze rok czy dwa lata temu w tym okresie. Przygotujmy się, że teraz może być podobnie, i zadajmy sobie pytanie, co możemy tym razem zrobić inaczej.  

Zdejmijmy presję z otoczenia, podzielmy się obowiązkami – to dobra okazja, by spędzić trochę czasu razem.” Wsłuchajmy się w siebie, ale też spróbujmy zrozumieć innych. Proces autorefleksji skrywa wielką moc. „Tak, znowu bardzo ważne jest, by przeprowadzić taki dialog wewnętrzny” – potwierdza Agata Fryś. „To może być jedna z najważniejszych prób przyjrzenia się swoim wartościom, którym chcemy poświęcać czas, pieniądze, emocje czy nerwy. I co tak naprawdę kryje się za szorowaniem okien czy za krzykiem na dzieci, które nie poukładały wystarczająco dobrze ubrań w szafie, albo na męża, który jeszcze nie umył samochodu. Niekoniecznie chodzi tu o karcenie się za tego typu potrzeby, ale raczej o zrozumienie ich pokładów, a wreszcie – znalezienie osobistego sposobu na przeżycie tegorocznych świąt”.  

Wydaje się, że gdy posłuchamy własnego głosu, określimy wewnętrzne motywacje, wówczas żaden kompromis dotyczący kilku grudniowych dni nie będzie wyglądał już tak strasznie. A wręcz może przynieść pewnego rodzaju ulgę albo nawet być źródłem nieznanej dotąd przyjemności.  

Jak przekonuje Katarzyna Haler, nawet w samym pokonywaniu wszelkich przeciwności, a z drugiej strony w zmienianiu swojego podejścia, w dążeniu do równowagi, warto zobaczyć źródło optymizmu. „Po pierwsze wszyscy jesteśmy bardziej napięci, zaniepokojeni, z obawą spoglądamy w przyszłość. Po drugie właśnie te trudne doświadczenia pozwalają docenić to, co mamy – bliskich, na których możemy liczyć. Od początku pandemii widać, że ludzie przechodzą przez intensywny proces weryfikacji dotychczasowych wartości: co jest dla nich ważne i naprawdę potrzebne, żeby dobrze żyć? Okazuje się, że dzięki konfrontacji z kryzysem o wiele łatwiej zobaczyć nam siłę tkwiącą w prostocie, w tych najmniejszych rzeczach. Dostrzec nareszcie to, co tyle lat było blisko, a tego nie zauważaliśmy… I ostatecznie po prostu to docenić”.  

W tym właśnie procesie widać ogromną nadzieję, która w naszej kulturze nazywana jest matką głupich i kojarzona z naiwnością, ale jednocześnie wymienia się ją jako jedną z cnót chrześcijańskich. „W psychologii lubimy patrzeć na nią pragmatycznie” – zaznacza Katarzyna Haler. „Co nam daje budzenie w sobie nadziei? Okazuje się, że namacalne korzyści. To trochę taka supermoc: wzmacnia odporność psychiczną, sprzyja radzeniu sobie z trudnościami, zwiększa poczucie sprawczości, a wreszcie obniża lęk.  

Ale ważne, by zapamiętać, że mówimy tu o nadziei jako postawie aktywnej, wyrażonej w działaniu. To odpowiedź na pytanie, co mogę zrobić, aby ta lepsza rzeczywistość, której pragnę, mogła faktycznie zaistnieć. Budzimy w sobie nadzieję, kiedy uznajemy, że to, czego chcemy, jest możliwe, bez względu na trudności, które mogą pojawić się po drodze. I to jest jej kolejny plus – pomaga działać wytrwale. Nie oczekuje, że wszystko pójdzie jak z płatka. Daje siłę do mierzenia się z rzeczywistością”.  

By sprostać zaskakującemu nas światu i nowym wyzwaniom, jakie niesie, potrzebujemy nadziei jako nowej siły, ale nie takiej opartej na czczych marzeniach, na czekaniu, że coś przyjdzie do nas samo jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. „Po prostu ważne jest, by dotyczyła ona osiągalnych rzeczy. Dostosowujmy zamiary do naszych możliwości, a nadzieja przyniesie nam dużo więcej” – mówi Agata Fryś. „Pracujmy nad swoim «nowym ja» małymi krokami, biegnijmy do celu, ale niekoniecznie sprintem – w swoim tempie, tak by po drodze nie stała nam się krzywda”.  

Takie rozwiązanie dotyczy nie tylko okresu świątecznego, ale też – co ważne – nadchodzącego nowego roku. „I do niego, ale też do siebie w nim warto podejść z życzliwością oraz czułością” – dodaje Katarzyna Haler. „Tak naprawdę zrywy pod tytułem «Nowy rok, nowa ja» i próby wprowadzenia rewolucyjnych zmian to recepta na porażkę i frustrację. Zamiast tworzenia kolejnej listy postanowień, spróbujmy pomyśleć o swoich potrzebach: co w tym roku ma być ważne? Wybrać kilka haseł przewodnich, np. zdrowie, związek, odpoczynek. Niech te hasła staną się drogowskazami podczas podejmowania codziennych decyzji. I tutaj znowu rozważnie – zmiany najlepiej wprowadzać małymi krokami, bo to daje szansę na realne długoterminowe wkomponowanie ich w codzienność. Wtedy stają się nawykami, które budują to życie, o które nam chodziło”. Z kolei Alicja Starosta zwraca uwagę na to, że za każdym razem, gdy pojawia się w nas myśl o rozpoczęciu nowego nawyku, rodzi się tak zwana energia aktywacji, czyli początkowa faza nieświadomego optymizmu (pierwsza z pięciu faz emocjonalnego cyklu zmiany), kiedy to wprowadzenie czegoś nowego do naszego życia wydaje nam się bardzo proste. Warto za tym pójść natychmiast, w momencie pojawienia się pierwszej myśli. Styczeń często kojarzony jest ze zmianą, sprzyja poczuciu nowej energii – ale musimy także włożyć dużo wysiłku, by w postanowieniu wytrwać. I miejmy też świadomość, że to nigdy nie jest proste. „Wprowadzenie nowego nawyku oznacza powrót do starego około czterech razy”.  

Podsumowując, w zgodzie z wewnętrznym „ja” budujmy nowe nadzieje i działajmy, a to wspomoże nas w walce z naszymi lękami. Ale czuję, że możemy zrobić jeszcze więcej. Aby uzyskać trwałą i stabilną równowagę, spróbujmy rozbudzić w sobie pewnego rodzaju uważność – uważność na swoje potrzeby, uważność na innego człowieka.

A może, jak dodaje Joanna Krzyżanowska, na świat i jego piękno ukryte często w codziennych drobnych elementach. „Zastanówmy się, jak za kilka lat będziemy oceniali to, co dziś nas tak denerwuje. Co będzie godne zapamiętania, a co z pewnością przeminie”. 

Każdy z nas musi poszukać własnych odpowiedzi. Pewne jest, że warto to zrobić. Na nadchodzące święta, na nowy rok, na pełniejsze życie w zgodzie ze sobą.  

Udostępnij

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *